Bardzo mi przyjemnie, że wszyscy mają na mnie wyjebane. Naprawdę bardzo
sympatycznie z ich strony... Wysłałam dwie wiadomości na gg do tej
grubej dziwy, która jeszcze rok temu była moją przyjaciółką. Dokładnie o
15:09 i kurwa do teraz brak odpowiedzi. Dobra. Krzyż na drogę. Nie
odezwę się więcej choćbym miała zdechnąć z samotności (co już powoli
nastepuje).
Tylko mam takie dziwne przeczucie, że osobą która na tym najbardziej
straci będę JA. Ona ma chłopaka, przyjaciółki i siostrę, a ja nie mam
nikogo i jestem samotna jak chuj w gaciach. No i nie jest pierdolnieta w
mózg, a ja jestem i to niestety jest zaawansowana forma pierdolca.
W piątek inna zajebista koleżanka powiedziała mi, że mój były (do
którego nadal żałośnie wzdycham) znalazł sobie nową dziewczynę.
Gabrysię.. Teoretycznie powinno mnie to gówno obchodzić. Jego życie,
jego sprawa.. W rzeczywistosci prawie mi serce stanęło jak to
usłyszałam. Do tej pory mnie boli, a przecież mamy już wtorek..
Nie wiem po chuja mi o tym mówiła. Chyba żeby mnie zdołować i przybić. I żebym się odwodniła przez długotrwały płacz.
Czy on musiał trafić na taki kurewsko zły moment w moim życiu? Miałam
własny świat, jakieś lęki, schizy, czułam nienawiść do wszystkiego co
żyje i wpadłam w bulimię.. Gdybym była zdrowa psychicznie to wszystko
inaczej by się potoczyło. A tak.. tyle razy sie przed nim
skompromitowałam, milion razy zrobiłam z siebie idiotke i byłam tak
natrętna, że nawet swoje własne pożałowanie budzę. Nie dziwię się, że
miał człopaczyna dość.
Co do wcześniejszego posta o spotkaniu mężczyzny swojego życia.. to było
tylko moje pobożne życzenie... To znaczy naprawdę spotkałam chłopaka z
farmacji, który mi się spodobał, ale to i tak bez szans, bo nigdy więcej
go na oczy nie zobaczę. Zresztą on nie chciałby mieć z takim pasztetetm
jak ja do czynienia, więc o czym ja w ogóle marzę.
Naprawdę chciałabym się w kimś zakochać, ale nikt inny poza J. dla mnie
nie istnieje. Po prostu wczoraj, tym postem o nowej miłości próbowałam
zmylić własny mózg, ale on jest sprytny i się nie daje. Milion razy mu
mówiłam, że to już koniec, a on dalej jakieś akcje odpierdala. Wszystko
mi się kojarzy z J.. Minął rok, a ja tęsknie. Chyba nawet bardziej niż
zaraz po rozstaniu. Budzę się smutna i zasypiam smutna, bo on kocha
teraz Gabrysię, nie mnie. Czuje ciężar, jakby ktoś położył mi na mostku
pustak i ten mi naciskał non stop na klatkę piersiową.
Omijam parki i wszelkie skwery szerokim łukiem, bo pełno tam zakochanych
i szczęśliwych ludzi. Kiedy na nich patrzę mam ochotę usiąść na środku
alejki i płakać..
Zaraz nażre się jak świnia. Może wtedy mi się humor poprawi. Chuj mogę
być gruba. Dla mnie to wszystko jedno - ważyć 50 czy 150 kilo. Co za
różnica? I tak nikt się moją pojebaną osobą nie zainteresuje, więc po co
mam się starać i wpierdalać liście sałaty? Może jeśli się roztyję do
tych 150 kilogramów to zdechnę na zawał i nie będę wykorzystywać zasobów
naturalnych tego świata. Niech bardziej wartościowe osoby z nich
korzystają.
A jutro się najebie w trzy dupy i będę leżała jak żul w wyrze przez 24h z
piwskiem w łapie. I kurwa, muszę sobie to w końcu uświadomić - moje
przeznaczenie to samotność, na nic innego nie zasługuje. Poza
samotnością to czeka mnie jeszcze tylko przedwczesna śmierć, bo serce mi
nie wytrzyma z nerwów i zgryzoty.
przesrane, kurwa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz