Już dostaje pierdolca od tych wszystkich diet, składników odżywczych, konserwantów. Przez dietetykę przestałam kupować paczkowane wędliny w Biedronce. Czemu? Zobaczyłam na opakowaniu podejrzanie brzmiąca nazwę azotyn sodu. Spytałam się nieomylnej Wikipedii co to jest za specyfik. Okazało się, że to środek potencjalnie rakotwórczy, oznaczony trupią czachą z dwoma piszczelami skrzyżowanymi złowrogo. Jego użycie jest zabronione w wielu krajach. Oczywiście w Polsce jest dopuszczony do użytku, kto by się tam przejmował jakimiś nowotworami.. Przecież na coś trzeba umrzeć, nie?

Niedługo będę biegała z dzidą po okolicznych lasach żeby zdobyć zdrową żywność.

Tydzień motałam się jak świnia na kartoflisku z moją karierą zawodową. Co postanowiłam? Poszłabym na tę całą psychologię (tak na otarcie łez po rezygnacji z leku), ale w tym kraju jest jakiś pierdyliard psychologów z dyplomami Szkół Wyższych w Mąciwodach. Stanowiska pracy obsadzone na najbliższe 50 lat, a reszta absolwentów podaję majstrowi cegły na budowie. Bo praca owszem jest, ale branży budowlanej, przy wylewaniu posadzek i kładzeniu tynków, a nie po studiach psychologicznych.

Ogłaszam więc oficjalnie: jutro kupuje pierwsza część chemii z Operonu i będę ją sobie czytała co wieczór do podusi. W 2012 podchodzę do egzaminu maturalnego z rozszerzonej chemii. W maju 2013 poprawiam biologię rozszerzona i w październiku tego samego roku planuję złożyć papiery na medycynę na UMB. Taki własnie wyznaczyłam sobie ambitny cel.




Szczerze? Nawet teraz mocno powątpiewam w jego realizacje. Na razie jestem leniwa i niesystematyczna, wszystko odkładam na ostatnią chwilę, nie mogę się zorganizować. Poza tym.. kim ja już nie byłam w swoich marzeniach? ho ho! Chciałam być siostrą zakonną, pielegniarą chirurgiczną, restauratorką, producentką pierogów, weterynarzem, groomerem, instruktorkę jogi ewentualnie pilatesu, właścicielką stadniny koni i kawiarniopiekarni, psychoterapeutką gestalt, światowej sławy pisarką, chirurgiem plastycznym, potem urazowym, patologiem sądowym i w końcu psychiatrą, hodowcą długowłosych kotów norweskich i jeży pigmejskich, chciałam mieć sklep z czekoladą (pewnie cały asortyment sama bym wpierdoliła w jedna noc) i księgarnię... i co? no i gówno! przechodziło mi po dwóch tygodniach! chciałabym żeby tym razem tak nie było..

Odbiegając od mojego żałosnego braku zdecydowania.. Ojciec do mnie rano dzwonił. Z miasta zniknął cały cukier. Popierdoleni ludzie wykupili wszystko. Jakby wojna jakaś miała być czy inny kataklizm. W trzy dni cena kilograma cukru skoczyła z 3,90 zł na 4,90 zł. Opamiętajcie się ludzkie oszołomy. Niedługo tirami będą po cukier do Biedronki podjeżdżać, pojebani.. W obliczu tej sytuacji mój ojciec przestał herbatę słodzić. To się nie zdarzyło nawet podczas okresów najstraszliwszej komuny. Do czego to doszło w tym chorym psychicznie kraju?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz