Przygoda z załamaniem nerwowym przed mini egzaminem z bezpieczeństwa żywności niczego mnie nie nauczyła. Jutro mam mini egzamin number 2 tym razem z toksykologii żywności, a ja zamiast w notatki gapie się w gołębie okupujące mój parapet.  Jak patrzę na toksykologię to mi się rzygać chcę.

Na pewno pójdzie mi jutro fantastycznie.


ja znajdująca się w czarnej dupie


Po zakończeniu tej mojej żałosnej edukacji  przynajmniej na rok dam sobie spokój ze szkolnictwem wyższym. Pójdę do Subway'a rzeźbić kanapki albo do zoologicznego czesać chomiki. Zarobię trochę kasy na rozpustę, alkohol i inne takie.

Dżulienowi powiedziałam ostateczne arivederczi. Wypad z mojego mózgu i z życia bejbe, a nie mi się tutaj cały czas pałętasz.*

Rano podrasowałam swoje CV, ale nadal wygląda gorzej niż nędznie. A pracę dorywczą muszę znaleźć, bo wpadam w coraz większe długi. Z banku już dostaje smsy żeby spłacić 20 zł debetu. Coś czuję, że niedługo komornik zapuka do mych drzwi. Z pracą może być bardzo trudno, bo moje jedyne doświadczenie zawodowe to wciskanie ludziom tego gówna od Brise i rozdawanie ulotek w MAKRO.

Zapomniałam wcześniej  wspomnieć, że udało mi się jakiś czas temu znaleźć posadę. Nie wiem jakim cudem zatrudnili mnie na stanowisku hostessy z taka twarzą, ale dobra już w to nie wnikajmy. Praca była po prostu zajebista: stało się w markecie między odświeżaczami powietrza a kostkami do kibla lub też w przeciągu wiejącym od drzwi wejściowych i zaczepiało się ludzi, żeby im wcisnąć szit, którego w większości przypadków nie chcieli. Bardzo ciekawa i rozwijająca intelektualnie praca, naprawdę polecam.

Najlepsze jest to, że czekam drugi miesiąc na moją ostatnią wypłatę w wysokości 112 zł. Wstyd upominać się o taką gównianą kwotę, no ale trudno. Poczekam do 20 kwietnia. Jeśli nie będzie przelewu od tej ujowej VECTRY to skieruje swoje stopy w kierunku białostockiego oddziału PUP, a VECTRĘ zacznę męczyć telefonami.

Na szczęście ojcu przeszło i znów mi daję pieniądze. Jestem z siebie dumna, że nie poddałam się katolickiej indoktrynacji i nie zdradziłam swych pogańskich ideałów. Niestety większość kasy, którą otrzymałam od ojca wydam na zdjęcie RTG szczęk, rozliczne usługi stomatologiczne, leki ginekologiczne, psychotropy, bilety jednorazowe BKM oraz prostownicę. Na przyjemności zostaną mi jakieś marne grosze.


Do dentysty jestem umówiona na 12 kwietnia, do gina mam się zgłosić jakoś  po 15 kwietnia, a do psychiatry zapisałam się wstępnie na 15 maja (dentystka na pewno się delikatnie zdziwi kiedy zobaczy ten krater w miejscu gdzie kiedyś miałam ząb nr 7).

Według mnie te trzy specjalności lekarskie tj. psychiatria, stomatologia  i ginekologia są najbardziej koszmarogenne i stresujące spośród wszystkich dostępnych specjalności. Az mi się włosy jeża na grzbiecie kiedy myślę o wizycie w którymś z tych gabinetów (chociaż bardzo lubię zapach gabinetu stomatologicznego, mam jakiś defekt mózgu najwyraźniej). No cóż, trzeba cierpieć jeśli chcę się mieć proste i lśniące zęby, zdrowy mózg oraz prawidłową florę bakteryjna pochwy. Nikt nie mówił, że będzie łatwo.


Wczoraj w nocy zamiast się pilnie uczyć pisałam swój bestseller. Praca twórcza to ciężki kawałek chleba. Zrodziłam tylko jeden akapit w straszliwych bólach i pozmieniałam niektórym bohaterom imiona. Zmęczyłam się przy tym jak przy rozładunku TIRa z pomarańczami. Bardzo łatwo jest pisać o pierdołach, ale jak się chce stworzyć coś wartościowego to już trzeba wysilić zwoje mózgowe.

Teraz idę zjeść rozpustne ciasto (3bit na herbatnikach maślanych z biedronki - luksus jakich mało w moim życiu), potem pośledzę ludzi na fb, przejrzę 9gag.com i  może w końcu wezmę się za tą gównianą toksykologię.

* Taaa chyba w snach. Już teraz kombinuję, że jak tylko mój brat wyjedzie sobie do Zuzi to go sproszę do mego apartamentu w celu spędzenia miło czasu.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz