O 10.15 mam zamiar poprawić zaległe koło z psychologii. Baba powiedziała, że mam przyjść kiedy się nauczę, ale chyba miała na myśli pierwszy semestr.. To znaczy na zaliczenie zajęć mam czas do 31 maja, ale podejrzewam, że ona wydrze na mnie ryja za to, że tak długo nie przychodziłam.

W Biedronce spotkałam J. Wcześniej myślałam, jakby to było zajebiście móc go zobaczyć gdzieś przypadkowo. W Instytucie Chemii nie mam się co pokazywać, bo moja jedyna bliższa znajoma studiująca razem z nim chemię położyła na mnie chuja i już nie mam pretekstu, żeby tam pójść. Kiedy go zobaczyłam uśmiechnęłam się, odpowiedział uśmiechem i poszłam sobie w kierunku półek z chlebem (bo co miałam zrobić?). Oczywiście dostałam palpitacji serca i drgawek jak ostatnia kretynka. Żałosne, doprawdy.

W wakacje dla relaksu pójdę sobie na kurs strzyżenia psów i zostanę psią fryzjerką. Może zarobię na tym chociaż ze 100 zł miesięcznie, żeby odciążyć ojca.

Muszę się w końcu zdecydować na jedną spośród dwóch dróg rozwoju osobistego.

Nie pamiętam czy wspominałam, ale chciałabym zostać psychiatra. A żeby być psychiatra trzeba pójść na studia medyczne. W tym przypadku musiałabym poprawić rozszerzoną biologię i napisać rozszerzoną chemię. Przerabiając tylko genetykę do matury, zdobyłam z biologii rozszerzonej 77%, wiec biologia mnie nie martwi. Wkuję i zdobędę zajebisty procent, ale chemia.. delikatnie mówiąc za nią nie przepadam i jej nie ogarniam. Na studiach medycznych jest jeszcze biofiza, a fizyki nie znosze jeszcze bardziej niż chemii. No i medycyna to 6 lat w plecy, zaczęłabym po licencjacie czyli w 2013 roku. Skończyłabym w 2019 majac 29 lat. A gdzie specjalizacja (trwajaca najczesciej 5 lat)?..

Druga opcja. Kończę licencjat z dietetyki i zaczynam studia uzupełniające na WUMie, który jest bliżej mojego rodzinnego domu niz UMB (UMB jest położony jakieś 200 km od mojej rodzinnej, mazowieckiej wsi). Na otarcie łez po wykreśleniu psychiatrii z moich planów życiowych zaczęłabym równoległe studia na psychologii. Chciałabym na UW, ale tam są kosmiczne progi po prostu. Musiałabym poprawiać na maturze ze 3 przedmioty. :/ UW to prestiż i zajebistość, więc może warto sie postarać?

nie wiem. nie wiem.
zastanowię się. mam jeszcze czas.

Szkoda, że nie mam już przy sobie swojego matematyczno-fizyczno-chemicznego Mózga, pomógłby mi zdać maturę rozszerzona z matematyki i przytulił w trudnych chwilach. Niestety w czerwcu ubiegłego roku podziekował mi za znajomość.

Może przenosząc się do Warszawy w końcu bym o Nim zapomniała? Bo mieszkając tutaj ciągle mam nadzieję, że go przypadkowo spotkam (choćby w tej pierdolonej biedronce).

Czuję się strasznie samotna. Nawet mój własny ojciec nie wierzy ze mozna byc tak samotnym jak ja, nie mieć żadnych bliższych koleżanek, chłopaka. Myśli, że mam tu zajebiste życie, piję, sekszę się z moja miłością.. a ja siedzę w domu, najczęściej to śpię, rzadziej wpierdalam słodycze, czasami poczytam sobie gazetkę (ale tylko jeden lub dwa artykuły, żeby się nie przemęczyć). To i tak dobrze, bo w tamtym roku jedyne na co mnie było stać to leżenie w łóżku przez cały weekend i oglądanie chmur przez okno. Jest więc poprawa. Może tendencja wzrostowa się utrzyma i w końcu będę mogła być zadowolona z życia.

Oby. Trzymam kciuki za powodzenie akcji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz