Kolejna porcja smętów z mojego życia

W ubiegłą środę miałam dodać nową notkę z żalami jakie to z dupy wzięte były pytania na egzaminie z bezpieczeństwa żywności i że na 1oo% tego nie zaliczę. Niestety żale te są już nieaktualne. Nie wiem jakim cudem, ale zaliczyłam to na 3+. Szok po prostu. Im bardziej mam wyjebane tym lepiej mi idzie na tych studiach.

W piątek musiałam wyrwać ząb, moją drogocenną siódemeczkę. Od jakiegoś czasu mnie bolał, a z każdym dniem było ze mną coraz gorzej. Brałam megadawki ibuprofenu i wizja polekowego uszkodzenia wątróbki była coraz bardziej realna. Ząb wyglądał całkiem okey, ale u dentysty okazało się, że pod nim dzieją się niepokojące rzeczy. No i musiałam się go pozbyć. Dentysta był wybitnym rzeźnikiem, nie używał rękawiczek, pracował przy otwartych drzwiach do gabinetu i palił papierochy na progu, ale w święta raczej innego stomatologa się nie znajdzie. Za jakiś czas profilaktycznie przebadam się na nosicielstwo wybranych chorób zakaźnych. Nie chcę się obudzić za 15 lat z AIDS w ostatnim stadium i mięsakiem Kaposiego na błonie śluzowej jamy ustnej. Ale przynajmniej wyszłam z gabinetu naćpana znieczuleniem. Dostałam też preparat z kodeiną do łagodzenia bólu po ekstrakcji. Tyle dobrego przyniosła mi wizyta.

Po tej stracie zęba jeszcze bardziej współczuję ludziom, którzy stracili kończyny. To musi być ogromny ból skoro ja rozpaczam i rozdzieram sobie szaty na piersi nawet po utracie takiego gówienka jak ząb trzonowy. Szczerze współczuję, naprawdę.

Jeszcze tak nawiązując do ekstrakcji zęba - to naprawdę świetna dieta odchudzająca. Przez niemożność gryzienia pokarmu oraz pod wpływem stresu schudłam do 57 kg. Ale co mi po tym skoro nie mam komu zaprezentować swego szeksownego ciała?

W sobotę rodzina zmusiła mnie do pójścia do kościoła ze święconką. Poszłam z tym cholernym koszykiem pod ołtarz, ale nie spodziewałam się że tego dnia będą uruchomione konfesjonały. Ojciec to wyczaił i kazał mi iść do spowiedzi. Ja jako prawdziwa poganka powiedziałam, że nigdzie się nie wybieram. No i mam delikatnie mówiąc przesrane. Ojciec powiedział, że niewiernej w domu nie bezie przetrzymywać i od czerwca mam iść do roboty. No to już się wyuczyłam nie ma co. Na spłatę długów u dentystki też pewnie kasy nie dostanę i będę musiała sobie od ust odejmować, żeby zaoszczędzić te 8 dyszek. Wszystkie smakowitości typu czekolada kitram do torby i zamierzam się nimi żywić przez cały poświąteczny tydzień.

Wczoraj o 22.28 Dżulien przysłał mi życzonka wielkanocne. Życzył mi wesołych świąt, smakowitych płodów w wapiennych otoczkach oraz szczęścia w przywabianiu samców.

W poprzedniej notce pisałam, że przecież go nie porwę, ale coraz bardziej przychylam się do tej opcji.

To wszystko na dziś. Teraz coś na osłodę życia na tym łez padole:



Króliki zawsze spoko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz