Czas się ogarnąć. O jutra zaczynam. To decyzja nieodwołalna i niepodważalna.
Zamierzam zapanować nad moimi napadami obżarstwa, bo na razie to żrę jak
dzikie źwierzę. Dla przykładu mój dzisiejszy jadłospis: siedem
krokietów z kapuchą zjedzonych na zimno, wykwintna zupka ser w ziołach
od knorra, trzy szklanki mleka 3,2 % tł., 1/4 paczki czypsów z biedrony,
dwie surówki - jedna koperkowa, a druga o niezidentyfikowanej nazwie,
paczkę pierniczków w kształcie uroczych gwiazdek z nadzieniem
truskawkowym, jogurt o smaku rabarbaru.. Przecież to jakieś dwa miliony
kilokalorii (tak w przybliżeniu)! I dupa niestety rośnie w zatrważającym
tempie.
żeby było śmieszniej studiuje dietetykę
Czas najwyższy zapanować też nad swoim wyglądem. Na razie wyglądam mniej
więcej tak (zdjęcie robiono podczas mojej porannej jazdy autobusem; w
maju, dlatego jestem ubrana w sweter i bluzkę a nie w zimowy płaszcz):
Muszę zacząć być szexy kobita. Obciąć hery, zafarbić je, nawilżyć skórę,
zebrać kasę na ten zajebany aparat ortodontyczny i go sobie
zainstalować. Kupić soczewki kontaktowe w kolorze Wyjebany W Kosmos
Błękit i je nosić. Nie obgryzać paznokci. Zacząć korzystać z jakichś
kosmetyków upiększających, bo teraz wyglądam jak te preparaty które
wyciągają z formaliny na anatomii ( i tyle samo we mnie życia). Kupić
jakieś perwerszyjne koronkowe majtki , a nie non stop nosić na dupie
bawełniane szorty w paseczki albo inne gówniane pszczółki.
Chodzić wcześnie spać, nie o trzeciej nad ranem. A o 6.30 przymusowa
pobudka (bo przecież te pierdolone zajęcia, obecność cielesna
obowiązkowa). I codzienny cyrk zaczyna się od początku...
Znaleźć jakiś sens w tych studiach (oby to było realne). Uczyć się na bieżąco.
Zacząć pisać wielotomowy bestseller, na który mam pomysł od 2006 roku.
Będzie w nim seks, przemoc, miłość i rozpierdolnik. Duzo krwi i
alkoholu, a takze smutne i rozrywające serce zakończenie całej epopei.
Zacząć pic alkohol. Co to za student który nie pije alkoholu? Z pewnością gówniany i sztywny.
Zabrać się do roboty, a nie po raz n-ty grac w Obliviona albo CityVille
na Facebooku. Nie zaglądać na fora typu kafeteria, bo psuje mi się od
tego ortografia i mózg lasuje. Wyrwać się z beznadziejności , kupić
książki z operonu do biologii i chemii. Zacząć się uczyć do matury po
to, by w 2012 roku ponownie do niej podejść (nie ma przebacz! nie ma ze
boli!).
Przestać się nad sobą użalać. Małe Murzynki w Afryce noszą 2 kilogramy
glist w swoich małych jelitach, piją wodę skażona cholerą, żerują na
nich komarzyce-nosicielki-malarii, od matek na dzień dobry po urodzeniu
się dostają wirusa HIV, a ja odpierdalam tutaj jakieś cierpienia młodego
Wertera dla ubogich. No kurwa! Dosyć! Do roboty parszywy psie!
Być milsza dla ludzi, a nie cały czas zabijać ich wzrokiem. Przestać się
wkurwiać na dziatwę biegającą samopas po sklepach i robiącą szeroko
pojęty Armagedon. Dzieci to wszakże przyszłość narodu, należy je kochać i
wielbić.
Rozważyć wizytę u specjalisty od czubków. Z pewnością mi nie zaszkodzi. Uzbierać na ten szczytny cel pieniądze.
Rozsądnie gospodarować pieniędzmi. Żeby starczyło na cały miesiąc i nie
było tak jak to bywa zwykle w ostatnim tygodniu miesiąca, że nie stać
mnie nawet na najpośledniejsza bułkę pszenną za 25 groszy.
Uroczyście przysięgam dopełnić wszelkich przyrzeczeń i postanowień
wymienionych wyżej, obiecuję poprawę i wyrażam głęboki żal, że do tej
pory byłam taką beznadziejną idiotką.
Amen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz